#10 Korona Gór Polski – RADZIEJOWA… w remoncie
Dzisiaj obieramy kierunek na Beskid Sądecki i jego najwyższy szczyt – Radziejową. To będzie wyścig z burzą, męczące podejścia w parnym powietrzu, zarośnięte szlaki i najsłodsze na świecie jagody!

Dzień pierwszy
Z plecakami przygotowanymi na nocleg (czyli cięższymi niż zazwyczaj), ruszamy z Jaworek czerwonym szlakiem. Tego dnia, nasza wyprawa zdecydowanie nie należy do łatwych. Chociaż trasę podzieliliśmy na dwa dni (z noclegiem w Schronisku PTTK na Przehybie), to doskwiera przede wszystkim parne powietrze. Prognozy straszą burzami od rana, ale póki co świeci słońce 🙂


Drogą wśród pachnących łąk i bzyczących owadów, wdrapujemy się coraz wyżej. Góry raczą nas sielskimi widokami i cudowną pustką dookoła. Z daleka słychać tylko szczekanie psów pilnujących stada owiec.
Jest bardzo parno – idziemy żółwim tempem, a na horyzoncie pojawiają się chmury. No nie, to te zapowiadane od rana burze. Ale może nam się uda?

Z daleka dobiegają pomruki burzy, ale pociesza nas widok przed nami – błękitne niebo i białe obłoki. Jak to dobrze, że idziemy w tamtą stronę 😀

Po 7 kilometrach opuszczamy na chwilę czerwony szlak i wchodzimy na niebieski. Dość męczącym podejściem (uffff!!!!) prowadzi przez Małego na Wielkiego Rogacza 😉

Przy Wielkim Rogaczu ponownie wchodzimy na czerwony szlak. W połowie drogi przed Radziejową przechodzimy przez Przełęcz Żłobki – ogrom przestrzeni i widoki wynagradzają trudy mozolnego wspinania się.
Od przełęczy niecały kilometr podejścia (ufffff!!!!) i jesteśmy na Radziejowej! Jak tu pięknie! Jak dużo kolorowych tabliczek z ostrzeżeniami! Wow! A jaki fantastyczny ciężki sprzęt i głębokie wykopy! No cóż, żeby kiedyś było pięknie i bezpiecznie, dzisiaj musi być tak…
Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia przed tablicą z nazwą szczytu i pędzimy do schroniska. Ostatni etap pokonujemy naprawdę szybkim tempem, motywowani odgłosami zbliżającej się burzy.
Ha, ha! Zdążyliśmy! Deszcz zaczyna padać dosłownie kilka minut po naszym wejściu do schroniska 🙂 Późnym wieczorem co prawda przestaje, ale chmury pozbawiają nas takich atrakcji jak malowniczy zachód słońca nad górami…
Dzień drugi
Drugiego dnia, ze względu na kiepską pogodę i ostrzeżenia przed burzami, zmieniamy plany zejścia. Wybieramy najkrótszą drogę do Szczawnicy. Wybór pada na zielony szlak. I to była najlepsza rzecz, jaką mogliśmy zrobić!

Szlak jest po prostu CUDOWNY!!!! Kipiący zielenią, dziki, z mnóstwem najpyszniejszych na świecie jagód, miejscami mocno zarośnięty. Dzięki temu możemy poczuć się jak Indiana Jones w tropikalnej dżungli!


Humorów nie psuje nam nawet burza, która w końcu dopada nas jakieś trzy kilometry przed końcem trasy. Ścigała nas od wczoraj – niech jej będzie 🙂
Gdy dochodzimy do Szczawnicy, powoli przestaje padać. Dziwne mamy dzieci, bo żałują, że już po burzy 😉 Mariusz też żałuje, że zdradził swoją kurtkę na rzecz foliowej peleryny, która posłużyła za mini-saunę. Po jej ściągnięciu jest tak samo mokry, jakby jej w ogóle nie zakładał 😀 😀 😀

Żeby się wysuszyć, rusza w drogę do Jaworek po nasze auto. Tym razem łapie busa 😉 A my grzecznie czekamy na przystanku, bo znowu zaczyna lać 😉


Informacje praktyczne:
- Dystans i czas według mapy: 24,5 km i 8 godz. Nasz czas – pierwszego dnia z Jaworek do schroniska 7 godz., drugiego dnia ze schroniska do Szczawnicy 3 godz.
- Data wycieczki 30-31.07.2019.
- Suma podejść 1061 m, suma zejść 1167 m.
- Pierwszego dnia auto zostawiliśmy na parkingu w Jaworkach na prywatnej posesji. Na drugi dzień Mariusz jechał po nie ze Szczawnicy busem (bilet 5 zł). Za dwa dni parkingu zapłaciliśmy 10 zł.
- W Schronisku PTTK na Przehybie można płacić kartą. Bufet jest czynny tylko do godz. 19.00.
0 Comments