#15 Korona Gór Polski – BABIA GÓRA – na audiencji u Królowej Beskidów

Published by aga on

Diablak, Kapryśnica, Matka Niepogód, Orawska Święta Góra, Królowa Beskidów… Owiana legendami i opowieściami mrożącymi krew w żyłach, tajemnicza i fascynująca… Witajcie na Babiej Górze!

Na zakończenie urlopu zostawiliśmy sobie właśnie taki smakowity deser 🙂 Ach, jakie pyszności – apetyczne podejścia i zejścia, wykwintne widoki, szlaki kipiące zielenią o zniewalającym zapachu. Deser, że palce lizać! Nie mogło być lepiej!

Diablak lub Babia Góra (1725 m n.p.m.) to najwyższy szczyt masywu Babiej Góry w Beskidzie Żywieckim. Ponieważ w masywie znajduje się wiele wierzchołków, dla najwyższego używa się odrębnej nazwy Diablak, aby doprecyzować, o który dokładnie z nich chodzi.

Po raz ostatni tego urlopu, budzę chłopaków o 6 rano. Dzięki temu, że coraz lepiej się ogarniają, o 7.20 wchodzimy już na czerwony szlak 🙂 Startujemy z Przełęczy Krowiarki – przed nami wędrówka w górę, w górę i w górę. Królowo Beskidów, nadchodzimy!

Czas, start!
Babia Góra daje nam znak 🙂

Historie z dreszczykiem umilają nam drogę

Wędrując mozolnie w górę przez las, urozmaicamy sobie czas legendami o tajemnicach Babiej Góry. A to o diable, który na szczycie miał swój zamek, a to o słowiańskim Czarnobogu – bogu zła, mrocznej magii i wojny czy czarownicach, które zlatywały się tu na sabat, a postronnych obserwatorów pozbawiały zmysłów lub zabijały.

Idziemy przez piękny, zielony las, który wcale nie wydaje się straszny i snujemy opowieści o zjawach w kapturze czy czarnym rumaku, zwodzących wędrowców w las na pewną śmierć, o tajemniczych katastrofach lotniczych, zaginionych turystach („Mamo, a my nie umrzemy tu dzisiaj?”), niewyjaśnionych zjawiskach, złośliwych krasnoludkach… I tak miło upływa nam czas 😉

– Słyszysz? Jakiś dziwny dźwięk tam między drzewami…

Po godzinie jesteśmy na Sokolicy (1367 m n.p.m.). Zamiast typowego wierzchołka jest tu płaska, naturalna platforma, podcięta skalnym urwiskiem będącym efektem potężnego obrywu sprzed kilkuset lat. W drugiej połowie XIX wieku w urwisku gnieździł się orzeł przedni, a że przez miejscową ludność uważany był za sokoła, stąd też nazwa szczytu.

Sokolica – znacznie wyższa niż ta w Pieninach 😉
Panorama z Sokolicy.
Po lewej widać już nasz cel 🙂
I jeszcze jedno spojrzenie na Sokolicę.

Sokolicę zostawiamy za sobą, co oznacza, że wychodzimy wreszcie z lasu, a grzbiet Babiej Góry coraz bliżej. Jeszcze tylko trochę kosodrzewinowych korytarzy, wierzchołek Kępy (1521 m n.p.m.) i wreszcie przestrzeń dokoła nas 🙂

Jedni idą, drudzy śpią 😉

Coraz bliżej szczytu!

Zaczyna się najpiękniejsza godzina naszej wędrówki – kamienna droga, kamienne wzniesienia i fantastyczne widoki z każdej strony! Na błękitnym niebie królują obłoki w najrozmaitszych kształtach i płyną jak majestatyczne okręty.

Na odpoczynek każde miejsce dobre 😉

Mijamy szczyt o wdzięcznej nazwie – Gówniak (1617 m n.p.m.). To jedno z pięciu wzniesień grzbietowych Babiej Góry, które często mylnie brane jest przez turystów za Diablaka (zwłaszcza, gdy mgły przysłonią ten drugi). Inaczej nazywany jest też Wołowymi Skałkami, bo kiedyś wypasano tutaj woły. A nazwa Gówniak? Nie ma co wysilać wyobraźni – wzięła się po prostu od ich odchodów.

Gówniak – 1617 m n.p.m.
Przejście przez tzw. rumowisko Babiej Góry.

Teraz już naprawdę ostatnia prosta… no może z kilkoma zakrętami 😉 Z jednej strony chcemy być na szczycie jak najszybciej, ale z drugiej nie potrafimy iść bez ciągłego zatrzymywania się – tu kwiatki, tu skały, a tu jeszcze piękniejsze widoki. Babia Góra postanowiła nas dzisiaj porozpieszczać 😉 Jedynie wiatr jest coraz silniejszy – na tyle, że zakładamy na nosidło pokrowiec przeciwdeszczowy (doskonale chroni również przed mocnymi podmuchami).

Ostatnie kilkadziesiąt metrów do szczytu chłopaki pokonują prawie biegiem. Jedynie Mariusz ociąga się tak, jakby miał na plecach kilkanaście kilo obciążenia 😉

Chmur coraz więcej, ale wciąż przebija się słońce.

Dzień dobry Królowo!

Jest i Diablak w całej swej okazałości 🙂 Równo o godzinie 10.00 stajemy na drugim co do wysokości szczycie w Koronie Gór Polski i 15-nastym w naszej kolekcji 🙂 🙂 🙂

Gratulacje dla zdobywców 🙂

Paradnie se stois wystrojono w zielyń i mgieł welon. Wyziyros jako młoducha. W źradełku Orawy się przeziyros, wiaterkiym se ceses warkoce kosodrzewiny i zyrkos nieśmiało ku Giewontowi, który zdaje się gwarzyć: Aleś ty jacy piyknuisiyńko Królowo Beskidów, co wprowadzos ludzi w niebiański świat gór. (Emil Kowalczyk)

Szczyt Diablaka w całej okazałości.

Przy sprzyjającej pogodzie możemy stąd zobaczyć Tatry, Jezioro Orawskie, Małą Fatrę na Słowacji, szczyty Beskidu Małego, a nawet Skrzyczne i Baranią Górę w Beskidzie Śląskim. Takiej rewelacyjnej widoczności nie mieliśmy, ale zawsze warto wiedzieć co ukryło się przed naszym wzrokiem 😉

Doskonale za to widzimy co jest na szczycie – kamienny wiatrochron, kamienny obelisk ustawiony przez Węgrów w 1876 r. na pamiątkę wejścia na szczyt arcyksięcia Józefa Habsburga, płyta skalna upamiętniająca Legiony Piłsudskiego, obelisk z tablicą pamiątkową poświęconą papieżowi Janowi Pawłowi II oraz kamienny ołtarz polowy.

Z wiatrem w dół

Wiatr dmucha coraz bardziej, jakby chciał nas stąd już wygonić. Czas na audiencję najwidoczniej minął, więc posłusznie schodzimy z królewskiego szczytu 😉 W dół, w dół i w dół, wciąż czerwonym szlakiem (z towarzystwem niebieskiego i zielonego) do Przełęczy Brona.

No to teraz w dół 😉
Z takim wiatrem, to i skoki wysokie są 😉

Przechodzimy przez Pośredni Grzbiet, Kościółki i Złotnicę. Co jakiś czas oglądamy się za siebie, żeby podziwiać Diablaka z drugiej strony. Turyści, którzy dopiero podchodzą, spoglądają na nas z zazdrością 😉 Ach, jak fajnie jest teraz schodzić!

Widok przed nami…
… i za nami 🙂
Stąd już tylko krok do nieba.

Hyc, hyc po kamieniach i po około godzinie jesteśmy na Przełęczy Brona (1408 m n.p.m.). Czas na przerwę! Ci bardziej zmęczeni padają od razu na ławkę 😉 Ci mniej – robią zdjęcia 😉

Drogowskaz zaś zachęcająco wskazuje w stronę Małej Babiej Góry, ale jakoś nikt nie ma ochoty na kolejne podejście 😉 Dobrze, dobrze – idziemy do schroniska. Zostajemy na czerwonym szlaku i dalej w dół…

– To co chłopaki, idziemy na Małą Babią? – Nieeeee!!!!

Droga do Schroniska PTTK na Markowych Szczawinach wiedzie – jakżeby inaczej – wśród gęstwiny szczawiu (odmiana alpejska). Dawniej miejsca, gdzie rósł szczaw nazywano właśnie szczawinami. Przy schronisku robimy pierwszą i jedyną dłuższą przerwę – ciacho, kawa i frytki błyskawicznie znikają w wygłodniałych żołądkach.

Szczaw na lewo, szczaw na prawo 😉
Schronisko PTTK na Markowych Szczawinach.

Niebieskim szlakiem do końca

Po godzinnej regeneracji i nadrobieniu kalorycznych strat, ruszamy w drogę powrotną. Przed nami 6 kilometrów wędrówki niebieskim szlakiem, który właściwie cały czas prowadzi płaską drogą przez las. Dwugodzinny spacer umila podjadanie jagód, uciekanie przed natrętnymi muchami i rzucanie kamyków do strumyków 😉

Jakby tu połączyć te dwa kawałki?
A z tyłu Babia Góra!

Wreszcie jest!!! Z daleka widoczny szlaban, a za nim parking na Przełęczy Krowiarki. Dotarliśmy! Zmęczeni, szczęśliwi, bogatsi w kolejne górskie doświadczenia. – I nawet nie umarliśmy – podsumowuje ze stoickim spokojem Antek.

Tablica oznajmiająca koniec trasy (albo początek) 🙂
Mapka z naszą trasą
Przekrój trasy

Informacje praktyczne:

  1. Długość trasy i czas przejścia według mapy: 13,7 km 5:29 h, nasz czas 7:30 h (z godzinną przerwą w schronisku).
  2. Data wycieczki 5.08.2019.
  3. Suma podejść 932 m, suma zejść 958 m.
  4. Parking na Przełęczy Krowiarki jest płatny 10 zł/dzień.
  5. Wejście do Babiogórskiego Parku Narodowego jest płatne: 6 zł/normalny, 3 zł/ulgowy. Posiadacze Karty Dużej Rodziny i dzieci do 7 r.ż. bezpłatnie.

Więcej relacji ze zdobywania Korony Gór Polski znajdziesz TUTAJ 🙂


1 Comment

andzia · 20 sierpnia 2019 at 10:16

Wspaniały opis wyprawy i zdjęcia!!! Aż chce się iść na szlak! Mam 6-letnia córeczke i też zarażam ją miłością do naszych gór. Gratuluję wytrwałości Waszym dzieciom i Wam 🙂

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *