Samotny reset – Śnieżne Stawki – Pančavský Wodospad – Źródła Łaby – Kamieńczyk
– A gdybym tak chciała pójść w góry sama? – zapytałam Mariusza pewnego dnia. – Jak potrzebujesz… – Potrzebuję.
I w ten prosty sposób załatwiłam sobie samotne wyjście w góry 🙂

Kocham nasze wędrówki całą piątką, ale czasami pragnie się takiego luksusu jak samotność. Czasu tylko dla siebie, dla swoich myśli, z dala od tego, co na dole… No i juhu!!! Udało się!!!
Szybko wynajduję w kalendarzu termin, biorę wolne z pracy (żeby ominąć oblężony weekend) wymyślam piękną widokowo trasę, dzwonię do schroniska rezerwować nocleg, sprawdzam pogodę. W głowie gonitwa myśli – będę sama wędrować gdzie zechcę, pójdę na zachód słońca, na wschód, rano zawędruję do Czech na kawę, porobię mnóstwo zdjęć… Rozpływam się na myśl o tym, co mnie czeka 🙂 Żeby tylko się przypadkiem nie obudzić…

Góry wzywają
Ale nadchodzi wreszcie TEN dzień, który jest jak najbardziej realny, a plecak, który zarzucam na plecy, jak najbardziej ciężki 😉 Wchodzę na żółty szlak prowadzący ze Szklarskiej Poręby do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Grupki turystów schodzą z gór, Karkonosze powoli się wyludniają.
Las skąpany w promieniach popołudniowego słońca uderza dziesiątkami zapachów – mchu, drewna, kwiatów, moje plecy i ramiona przyzwyczajają się do ciężaru plecaka, nogi łapią odpowiedni rytm, serce przestaje bić jak oszalałe. Idę. Od niepamiętnych czasów sama.

Do schroniska docieram przed 19.00 – w sam raz, żeby zostawić plecak w pokoju i wybrać się na grzbiet na zachód słońca (pod koniec czerwca zachodzi o 21.15, więc mam spory zapas czasu). Biorę tylko aparat i statyw – myk, myk ścieżką, którą prowadzi zimowa droga i już jestem na górze.

Gdy dzień się kończy
Na górze wiatr wieje jakby chciał urwać głowę. Brrr… Naciągam szczelniej kaptur i rozglądam się dookoła. Jak cudownie pusto!!! Z lewej strony mam Łabski Szczyt i Śnieżne Kotły, z prawej Szrenicę, nad którą słońce powoli zbliża się do zachodu. Jak cudownie… Przez dłuższą chwilę stoję i chłonę krajobraz, który mnie otacza.



Dzień żegna mnie złocistym zachodem, ciszą gór i kojącą przestrzenią. Jutro muszę wstać o 3.00, żeby zdążyć dojść na wschód słońca. Trochę martwią mnie prognozy – szykuje się ogromne zachmurzenie. Ale może jednak się uda?

Dzień dobry o 3 rano
Pobudka punkt 3.00 nad ranem. Przed 4.00 wychodzę ze schroniska i niechcący płoszę stado jeleni, które zapuściły się w te okolice. Znikają w szarości poranka i tylko słychać oddalający się tętent kopyt. Spoglądam na horyzont – jest tylko wąski pasek jasnego nieba, a nad nim zawisły ołowiane chmury. Nad górami to samo – Łabski Szczyt do połowy schowany jest w chmurach. Z malowniczego wschodu raczej nic nie będzie.
A miałam taki wymarzony obrazek na dziś – Śnieżne Kotły oświetlone wschodzącym słońcem, odbijające się w lustrze Śnieżnych Stawków. Tak czy inaczej idę zielonym szlakiem na Śnieżne Stawki. Co ma być, to będzie 🙂

Karkonosze o 4 rano rozbrzmiewają niesamowicie głośnym koncertem ptaków pochowanych w kosodrzewinie. Z taką radością witają nowy dzień, że nie martwią mnie już coraz niżej schodzące chmury. Cieszę się tym dniem razem z nimi. I nagle nad horyzontem pojawia się słońce – dosłownie na minutę, tak jakby chciało powiedzieć: „dzień dobry”. Puszcza czerwone oko i chowa się w głębi chmur, a ja po chwili jestem na Śnieżnych Stawkach.



Tutaj już panuje absolutna cisza. Przysiadam na kamieniu i kontempluję strzępki chmur, które przepływają prawie nad samym lustrem wody.


Minęła 5:00. Pora ruszać dalej – zielonym szlakiem do Rozdroża pod Wielkim Szyszakiem, a stamtąd niebieskim szlakiem w górę.


Krótkie podejście na grzbiet Karkonoszy i jestem na czerwonym szlaku. Pogoda gwałtownie się pogarsza – chmury dookoła, wiatr i zimno. Ubieram kolejne warstwy i ruszam w stronę Śnieżnych Kotłów.




W stronę Czech
Na Śnieżnych Kotłach odbijam w lewo na żółty szlak prowadzący do Labskiej boudy. Marzy mi się poranna kawka… mmm… Im dalej na czeską stronę, tym bardziej poprawia się widoczność 🙂 Jest szansa, że będzie lepiej 🙂 O, przede mną Labska bouda. Niestety – zamknięta. Nie będzie kawy 🙁 Turystów zapraszają od 10.00, a jest dopiero 7.00.


Mijam Labską boudę i czerwonym szlakiem idę do upragnionego celu wędrówki – Wodospadu Panczawy (Pančavský vodopád). To najwyższy karkonoski wodospad o wysokości 148 m i całkowitej wysokości wszystkich kaskad 250 m! Po drodze wchodzę jeszcze na punkt widokowy Ambrožova vyhlídka. Chmury uniosły się na tyle, że mogę zachwycać się widokami na Dolinę Łaby.


Jeszcze kilkadziesiąt metrów i wreszcie jestem – Wodospad Panczawy. Na jego krawędzi znajduje się punkt widokowy, skąd rozpościera się jedna z najbardziej zachwycających panoram w całych Karkonoszach – na dolinę Łaby. Pomimo chmur wiszących nad szczytami i tak jest zjawiskowo!




Siedzę tu nie wiem jak długo. Zakochałam się w tym miejscu. Pomimo bliskości schroniska cały czas jestem sama. Tylko góry i ja. Czuję się niesamowicie bezpiecznie i spokojnie. Nagle z zamyślenia wybudza mnie czyjś głos „Ahoj!”. O, samotnie wędrująca Czeszka – uśmiechamy się do siebie 😉 Powoli zbieram się, żeby też miała to miejsce przez chwilę na własność.

Dalsza część drogi prowadzi czerwonym szlakiem do Vrbatovej boudy. Tam niestety też jeszcze zamknięte i wciąż nie ma szans na kawę 😉 Widoki po drodze wynagradzają jednak wszystko.


Ślady sprzed II wojny światowej w Karkonoszach – řopík czyli czeski bunkier przeciwpiechotny nad Doliną Łaby .

Od Vrbatovej boudy idę zielonym szlakiem przez Harrachovy kameny – kolejne miejsce ze spektakularną panoramą. Karkonosze po czeskiej stronie zachwycają przestrzenią!



Przy Růženčinej zahrádce wchodzę na czerwony szlak, który na wysokości U čtyř pánů łączy się z żółtym i prowadzi do Źródeł Łaby.





Powrót do cywilizacji
Od tego momentu zaczynają się pojawiać ludzie, a im bliżej polskiej strony, tym więcej. Wchodzę znowu na czerwony szlak, którym przez Trzy Świnki i Twarożnik docieram do schroniska na Hali Szrenickiej – tu w końcu jest upragniona kawa 🙂 🙂 🙂


Tutaj już ruch turystyczny w pełni. Wracam myślami do pustych szlaków wczesnym rankiem i trzymam się tych myśli schodząc czerwonym szlakiem przez schronisko Kamieńczyk i Wodospad Kamieńczyka do Szklarskiej Poręby.



Cudownie było mieć góry tylko dla siebie. Chociaż na chwilę. Karkonosze kładące do snu złocistym zachodem słońca, budzące ptasim koncertem i ciszą chmur spowijających szczyty. Karkonosze, które koją przestrzenią, urzekają drogą i zdobywają serca na zawsze.

Informacje praktyczne:
- Żółty szlak prowadzący ze Szklarskiej Poręby do schroniska pod Łabskim Szczytem jest dość stromy, kamienisty i męczący. Jeżeli tylko wcześniej były opady, na bank będziemy skakać pomiędzy licznymi strumieniami płynącymi po kamienistym szlaku.
- Jeśli planujecie nocleg w schronisku pod Łabskim Szczytem, pilnujcie rezerwacji. To już nasza druga sytuacja, gdy z pokojem był problem, pomimo wcześniejszych zapewnień telefonicznych, że wszystko jest jak trzeba.
- Labska bouda i Vrbatova bouda otwierają się dla turystów dopiero od godz. 10.00. Wcześniej z restauracji mogą skorzystać tylko hotelowi goście.
1 Comment
enaa · 30 września 2019 at 11:39
Piękne zdjęcia i wyczerpujące opisy. Zostaję na dłużej, też uwielbiam samotne wędrowki 🙂