#20 Korona Gór Polski – TARNICA, a potem Halicz i Rozsypaniec
Czas na kolejny szczyt do Korony Gór Polski – dzisiaj Tarnica – królowa Bieszczadów. Ale jako że lubimy wyzwania, koronny szczyt będzie tylko początkiem drogi. Potem powędrujemy naprawdę długą trasą. Taką, po której Bieszczady zostaną w naszych sercach na zawsze. Taką, w której można totalnie się zakochać. Tarnica, Halicz i Rozsypaniec. Kwintesencja tego, co najpiękniejsze na bieszczadzkich szlakach.

Dzisiaj czeka nas długa trasa, więc pobudka jest baaardzo wczesna – 5.30. Dzieeeeń dobry 🙂 Kto rano wstaje, ten… ma mniej zatłoczone szlaki 😉 Chłopaki lekko zaspani pakują się do auta, bo z naszej miejscówki w Rabe musimy dojechać jeszcze 40 minut do Wołosatego.

Zostawiamy auto na dużym, płatnym parkingu w Wołosatem i ruszamy na szlak. Około 10 minut od parkingu znajduje się punkt kasowy, gdzie należy uiścić opłatę za wstęp do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Tutaj stoją też ostatnie toalety na trasie 😉


Tarnica na śniadanie
Drogowskaz w niebieskim kolorze informuje, że za dwie godziny z hakiem będziemy na szczycie. W radosnych nastrojach wędrujemy wśród ukwieconych łąk i wcale a wcale nie zrażamy się chmurami. Milion razy sprawdzałam pogodę i na bank pojawi się dziś błękit nieba i słońce. Wygodna polna droga prowadzi do granicy bukowego lasu, skąd szlak zaczyna już piąć się w górę. Tutaj czekają na nas ulubione schody różnej maści – kamienne, drewniane, drewniano-metalowe.



Po wyjściu z leśnego odcinka (ok. 2,5 km) wreszcie otwiera się przed nami przestrzeń. Gdyby nie nisko wiszące chmury, Tarnica byłaby stąd widoczna jak na dłoni. Chmurki dodają jednak niesamowitego klimatu – jest cicho, spokojnie i – póki co – bezwietrznie. Na szlaku nie ma też na razie oblężenia turystów, pomimo że trasa na Tarnicę to popularny punkt wycieczek. Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej.




Po około 20-minutowym podejściu osiągamy Przełęcz (1275 m n.p.m.). No tak, po prostu Przełęcz 🙂 Chmury uniosły się na tyle, że widać nasz cel – 15 minut żółtym szlakiem i już stoimy na Tarnicy (1346 m n.p.m.) – najwyższym szczycie Bieszczadów. Z widoków mamy jednak tylko piękne, białe mleko 😀 Nic to, wciąż pamiętamy, że dziś jeszcze zaświeci słońce na błękitnym niebie.




Fajnie, fajnie, kolejny szczyt do Korony Gór Polski zdobyty, ale nasza trasa dopiero się rozkręca. Przecież w planie jest dzisiaj Tarnica, Halicz i Rozsypaniec. Idziemy dalej 🙂
Uwaga na schody!
Schodzimy z Tarnicy i wkraczamy na Główny Szlak Beskidzki. I tak jakoś się czarodziejsko składa, że niebo robi się coraz bardziej niebieskie, słonko świeci, a mleczne, gęste chmury zamieniają się w białe obłoki. Przed nami zaś otwiera się soczyście zielona bieszczadzka przestrzeń. Z dziką radością dajemy w nią głębokiego nura! Tak głębokiego, że Mariusz prawie przewraca się na schodach z Ignasiem w nosidle. Ląduje na rękach, a pięciopunktowe pasy w nosidle zatrzymują Ignaśka bezpiecznie na miejscu. To pierwsze takie nasze zdarzenie na szlaku. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Niech Wam nigdy przypadkiem nie przyjdzie do głowy, żeby nie zapinać dziecka w nosidle! Przy okazji przekonujemy się, że warto inwestować w droższy, bezpieczny sprzęt (już dwa lata korzystamy z nosidła Deuter Kid Comfort II).




Kwintesencja Bieszczadów
Spokojnym krokiem schodzimy na Przełęcz Goprowską i odbijamy w prawo w stronę Halicza. Szlak prowadzi w górę dość łagodnym trawersem, a widoki, jakie oferuje sprawiają, że nie sposób się w nim nie zakochać. Jest tu wszystko – zachwycające panoramy, ogromna przestrzeń, przepiękne połoniny, dziesiątki gatunków kwiatów i ziół. I nawet dzisiaj, w samym środku sezonu turystycznego, ruch jest tutaj niewielki. Mamy wrażenie, jakbyśmy znaleźli się w zupełnie innym świecie, w samym sercu Bieszczadów – idziemy i całkowicie dajemy się ponieść jego rytmowi.










Wędrówkę utrudnia jedynie wiatr, który usilnie sprawdza jak mocno trzymają się nam włosy na głowie 😉 Przed samym podejściem na Halicz turystów robi się jakoś więcej. Na szczycie nie ma za bardzo miejsca na spokojny odpoczynek, więc idziemy dalej zatrzymując się tylko na zrobienie kilku zdjęć.


Przez Rozsypaniec do Wołosatego
Na Rozsypaniec (1280 m n.p.m.) dochodzimy po około 20 minutach. Widoki wciąż zachwycają, a wędrówka tym szlakiem, pomimo zmęczenia, jest ogromną przyjemnością. Chociaż szczerze mówiąc, z małym wyjątkiem – Tymkowi zaczynają odklejać się podeszwy butów. I to w obu naraz! Mariusz obmyśla system przywiązania ich sznurówkami. Mamy nadzieję, że jakoś się utrzyma, bo do przejścia jeszcze trochę mamy.



Tarnicę, Halicz i Rozsypaniec zostawiamy za sobą i schodzimy na Przełęcz Bukowską (1107 m n.p.m.), która położona jest przy granicy polsko-ukraińskiej. Kilka minut od wiaty znajduje się punkt widokowy – warto podejść i nacieszyć oczy.




Ostatnia prosta
Przed nami do pokonania ostatnie 8,5 km. To najmniej ciekawy odcinek – prowadzi najpierw ok. 6 km szutrową drogą przez las, a potem asfaltem z jakieś 2,5 km. Plus taki, że prawie cały czas mamy lekko z górki lub po płaskim. A gdy wejdziemy na asfalt, po prawej stronie pojawiają się znów ładne widoczki. Minusem na tym etapie jest coraz większe zmęczenie dzieci i coraz gorszy stan podeszw Tymka. Obwiązanie sznurówkami średnio się sprawdza po kilku kilometrach wędrówki.
Żeby czas minął szybciej, gramy po drodze w „widzę coś koloru…” i motywujemy chłopaków wizją pizzy i lodów na obiadokolację. Odliczamy też od tyłu stacje Bieszczadzkiej Drogi Krzyżowej, która ustawiona jest wzdłuż szlaku od Wołosatego (początek) do Przełęczy Bukowskiej.





Ufff… Dotarliśmy do Wołosatego. A raczej tablicy z nazwą miejscowości. Do parkingu trochę jeszcze zostało, ale wszyscy poczuli się jak konie przed wodopojem. Przypływ sił i ostatnia prosta już na skrzydłach. Podeszwy tylko nie wytrzymały i odpadły na amen 😀


I była pizza, i były lody… I ogromna satysfakcja z pokonania tego pięknego szlaku. A po powrocie do Rabe, sen przyszedł błyskawicznie 🙂

Informacje praktyczne:
- Długość trasy i czas przejścia według mapy: 20,1 km, 6:25 h. Nasz czas 10 godz. Po drodze sporo krótszych przerw i najdłuższa przed Haliczem. 1/4 trasy 4-latek przewędrował sam.
- Data wycieczki: 28.07.2020.
- Wejście do Bieszczadzkiego Parku Narodowego jest płatne – 4 zł bilet ulgowy, 8 zł normalny. Z opłat zwolnione są m.in. dzieci do 7 lat i posiadacze KDR. Bilety można też kupić wcześniej on-line – na stronie internetowej BdPN – bdpn.eparki.pl.
- Auto najlepiej zostawić na dużym parkingu w Wołosatem. Opłata wynosi 16 zł za samochód osobowy. Na terenie parkingu dostępne są bezpłatne toalety.
- Na całej 20-kilometrowej trasie nie ma żadnego schroniska, więc trzeba zadbać o odpowiednie zapasy jedzenia i picia, a także racjonalnie rozłożyć siły. Ostatnie toalety (bezpłatne) są obok kasy przy wejściu na szlak.
- Ponieważ na trasie nie ma zbyt wielu miejsc, w których można schronić się przy załamaniu pogody, polecamy tę wycieczkę z dziećmi tylko przy stabilnej aurze.
- Na odkrytych połoninach słońce może mocno doskwierać, a jak już wieje, to bardzo, bardzo mocno.
- Ze względu na długość trasy i naprawdę mozolną wędrówkę, nie polecamy dla osób (zwłaszcza z dziećmi) bez odpowiedniego przygotowania kondycyjnego. Inaczej wędrówka stanie się masakrą, a nie przyjemnością.
- Dla naszych chłopaków najbardziej męczące były ostatnie dwie godziny szutrową drogą (i trochę asfaltem) do Wołosatego.
0 Comments